Koziołki celebryci…
- grzegorzkoziolek
- 1 lip 2023
- 2 minut(y) czytania
Po dwóch dniach jazdy autem i krótkim locie samolotem dotarliśmy na Borneo. ✈️🚘🫣To pierwszy ważny punkt na naszej miesięcznej mapie podróży po Indonezji.
Byliśmy strasznie wynudzeni tą podróżą autem, więc zaraz po zakwaterowaniu się w hotelu jednogłośnie stwierdziliśmy, że idziemy na spacer na miasto. Spacer przerodził się w prawie 7 km wycieczkę po mieście Pangkalan Bun.
Miasteczko raczej nie turystyczne. Już po pierwszych metrach to My staliśmy się nie lada atrakcją. Mijani ludzie zagadywali nas w ichniejszym języku, samochody trąbiły, a ludzie w nich machali. Ci mniej odważni, z ukrycia robili nam zdjęcia, a Ci bardziej odważni podchodzili i zagadywali mniej więcej „foto, foto”. Ostatecznie na migi wychodziło, że nie tyle chcą nam zrobić fotkę, a zależy im na zdjęciu z nami. Powiedzmy taka „rodzinna fotografia” z gromadą dzieci, matkami, ojcami, wujkami, ciotkami, siostrami matek, wujków, i kto tam jeszcze wie z kim. Normalnie jak w świecie celebrytów (brakowało tylko autografów i lokowania produktów). A tak na poważnie, to czuliśmy się z tym bardzo dziwnie. Pewnie podobnie czują się „lokalsi”których to my w sumie fotografujemy. No nic, warto szanować intymność każdego człowieka i nie przekraczać pewnych granic…
Jak już prawie całe miasteczko ochłonęło po naszej skromnej wizycie, i wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć, kontynuowaliśmy eksplorowanie zakamarków Pangkalan Bun. Większa część miasta była szara, brudna, na ulicach było mnóstwo śmieci, otaczały nas niemiłe zapachy. My jednak chcieliśmy dotrzeć do miejsca, które znaleźliśmy na Google, jako jedną z najbliższych atrakcji - Waterfront City - nadbrzeże jednej z rzek, a właściwie to lokalna promenada długości max 500 metrów. Takie miejsce rozrywki lokalnej społeczności. Domy tutaj były kolorowe, ludzie uśmiechnięci, a życie toczyło się własnym kołem: wędkarze łowili ryby, dzieci się kąpały. Mieliśmy nadzieję na jakieś jedzenie, ale niestety wszystko było zamknięte. Nie pozostało nic innego jak kierunek hotel, a perspektywa zimnego piwa przy tej temperaturze, tylko przyśpieszyła tempo spaceru.
Tak już na marginesie z piwa nic nie wyszło, nie było w markecie, nie było nawet w hotelu. Podobno Indonezyjczycy nie lubią kaca, dlatego nie piją. Trudno o alkohol, zwłaszcza na Borneo. Niby są „jakieś” tajemnicze miejsca, w których „ktoś” podobno pędzi lokalny bimber lub produkuje przeokrutnie słodkie wino. Postanowiliśmy nie drążyć tematu, pozostało gasić pragnienie schłodzoną herbatą z lichi…
Generalnie ciekawe doświadczenie: nasze wrażenia po tym spacerze były mieszane. Chłopcy zobaczyli zupełnie inny/ różny świat od tego, w którym żyją na co dzień. 🌏🌎🌍🗺️
Cieszy nas, że mogli zobaczyć ludzi żyjących zupełnie inaczej niż my, a jednak równie szczęśliwych i wdzięcznych za to co mają. Bo tak naprawdę o to chodzi, by być wdzięcznym za to co mamy 🥰👍🫶🙏!!!
Od jutra prawie kamperowanie, z tą różnicą, że zamiast kampera - łódź, zamiast Lubniewickiego lasu - dżungla, zamiast jeziora - rzeka…
Ruszamy na rejs po parku narodowym Tanjung Putina National Park w poszukiwaniu orangutanów.
Komentarze