top of page

„4K w podróży”

  • grzegorzkoziolek
  • 5 lip
  • 4 minut(y) czytania

30.06.2025r.


No i stało się 😳

Czas na małe zmiany… 🙃

Młodsza część koziołkowej familii, wchodzi w etap młodzieńczego buntu i postanowiła inaczej spędzić tegoroczne wakacje. Wybrali obóz. 🤷‍♀️W końcu wakacje bez rodziców, bez trekkingów, bez jeżdżenia, pakowania 😁💪będzie… wolność, lody, gofry… 🍦


Wiedzieliśmy, że prędzej czy później to nastąpi. Towarzystwo innych dzieci, nastolatków będzie fajniejsze niż rodziców🤷‍♀️🤷🏻.


Starszyzna koziołkowej familii postanowiła więc przegrupować szyki i trochę rozszerzyć koncepcję podróżowania. Nie zostało nic innego jak poszukać sobie nowych kompanów - chętnych do latania, zwiedzania, trekkingów itp. 🤣 I tak pojawili się  😆 Ania i Maciek K. Więc dalej w podróży, dalej na K. - (chwilowo  bez dzieci🤣💪🥳). Tak powstała, na razie tymczasowo, ale kto wie co będzie w przyszłości -  familia podróżnicza o roboczej nazwie „4K w podróży” 🧳🗺️🛣️.


Na pierwszy kierunek obraliśmy długo odkładaną Gruzję. Wyjazd wyjątkowo krótki jak na dotychczasowe eskapady, ale mamy nadzieję, że uda się trochę poszwendać🥾🎒.


Dzisiaj dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie 🤪 - już o 3:15. Generalnie jak każdy początek podróży - czyli część lotniskowa zapowiadała się bez emocji. Niestety jak się miało okazać za chwilę nic złudnego. Nawet lotniskowy parking potrafi dostarczyć emocji - o mały włos, a samolot odleciałby bez nas. W telegraficznym skrócie: od parkingu lotniskowego na terminal (może 5oo metrów) kierowca busa pobił rekord: zatrzasnął bagaże w bagażniku, przytrzasnął plecak klapą bagażnika, którego nie dało się otworzyć, prawie spalił samochód na tym odcinku -  wyjątkowy niefart tego poranka 😩😱🫣. Spóźnieni ustawiliśmy się ostatni w kolejce do check in, następnie czekała na nas baaardzo długa kolejka do kontroli bezpieczeństwa - samoloty odlatywały dziś rano co 5 minut 🤦‍♀️.


Udało się 💪. Lot minął spokojnie. Odespaliśmy straconą noc. Po wylądowaniu w Kutaisi odebraliśmy zarezerwowany wcześniej samochód 🚗 W drodze do hotelu zrobiliśmy jeszcze drobne zakupy i oglądaliśmy widoki za oknem. Tutaj w Gruzji czas się chyba zatrzymał na latach 80-tych. Odrapane budynki, mnóstwo biegających bezdomnych psów i stare samochody. Niby nas ten widok nie zaskoczył, ale wyglądało to dziwnie 😲.


Hotel, który wybraliśmy usytuowany jest nad brzegiem rzeki Rioni. Szum rzeki i widok na  błękitną  wodę był obłędny 🤩🤩🤩.

Po zameldowaniu w hotelu wybraliśmy się do miasta. W planie był obiadek, spacer po mieście, odwiedziny targowiska. Generalnie luźny dzień 🙂.

Zaczęliśmy oczywiście od obiadu 🍽️🍻. Na stół  wjechało słynne chaczapuri w wersji z serem, trzy rodzaje chinkali - z mięsem, serem i ziemniakami  oraz zupa charczo - ostra zupa z cielęciny, na którą skusiła się Ania. Pychotka 😊.


Po obiedzie Grzegorz upierał się, że musi pójść do sklepu kupić butle gazową. 🧯A my w tym czasie spontanicznie postanowiliśmy zorganizować mu czapeczkę kierownika wycieczki. 🧢 W lokalnych sklepikach dostaliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy - czapka z daszkiem, marker i mały bryloczek (wyglądał co prawda jak osiołek, ale my uparcie twierdzimy, że to koziołek 🐐)😆.

Kiedy spotkaliśmy się przy wejściu na lokalny targ, uroczyście wręczyliśmy mu czapeczkę Kierownika wycieczki. Zaskoczenie wielkie 😂🤪. Grześ do końca dnia chodził w swojej czapeczce 🧢. A przy kolacji przyszył do czapki koziołka/ osiołka żeby się nie zgubił 🧵🪡. Przy tej samej kolacji powstał również projekt nowej odsłony naszego bloga i tak właśnie zaczynamy kolejny rozdział naszych podróży. 🙂


Dodam jeszcze, że podczas tej samej kolacji mieliśmy okazję doświadczyć tzw. gruzińskiej supry ( to taka biesiada, uczta). Na szczęście wiedzieliśmy wcześniej, że podawane tutaj dania są ogromne i trzeba się nimi dzielić. Jak dostaliśmy dwie ogromne michy sałatek to zrozumieliśmy o co chodzi 😁. Natomiast warto wspomnieć,  że sałatka z pomidorów, ogórków, cebuli i pietruszki z sosem orzechowym to absolutny majstersztyk smaku. Polecam! 🍅🥒🧅


Z ciekawostek - wrażenie zrobiło na nas miejskie targowisko pachnące owocami, warzywami i przyprawami. 🤩 Zrobiliśmy na nim drobne zakupy. Między innymi Grzegorz skusił się na wino domowej roboty. Niestety panowie nie dali rady go wypić. Pachniało przerażająco 😳.


Jutro ruszamy do Mesti, pierwszy trekking tuż, tuż. 🏔️


1.07.2025r.


To był dluuugi dzień.

Zaczęliśmy od śniadanka. Następnie pakowanie auta. Jeszcze tylko szybkie zakupy w lokalnej piekarni i w drogę 🛣️.


Dzisiejszy plan - dojechać do Mestii. Przed nami 260 km.

Po drodze mieliśmy zaplanowane dwa przystanki✋.


Pierwszy z nich prowadził do Kanionu Okatse, w którym zrobiliśmy krótki trekking. 🥾Na tabliczce umieszczonej na wejściu do kanionu była informacja, że czeka na nas 890 schodów. Spacer odbywa się po stalowych kładkach przymocowanych do skalnych ścian kanionu. Na końcu ścieżki jest platforma wysunięta daleko za krawędź, z której podziwialiśmy przepiękny widok na góry i rzekę. 🏞️

Byliśmy zaskoczeni, że nikogo tutaj nie ma poza nami 🤔😂.

Po powrocie na parking, zajrzeliśmy jeszcze do restauracji i zostaliśmy na obiad. Ania znowu zjadła swoją ulubioną zupę charczo, a my sprobowaliśmy dwóch wersji chaczapuri - z fasolą oraz z jajkiem i serem. Ta druga to zdecydowanie nasz nr 1. Była również sałata z pomidorów i ogórków, która jest tutaj absolutnym must-eat! 🍟🍻🍽️


Drugi przystanek to jak się okazało bardzo komercyjne miejsce, pełne turystów  - Kanion Martwili. Tutaj właściwie mieliśmy do przejścia tylko kawałek z parkingu do miejsca gdzie rwąca rzeka Abasza utworzyła piękne wodospady i sadzawki otoczone zielenią. Można skorzystać też z takich atrakcji jak tyrolka czy spływ pontonem. 🚣

My jednak podziękowaliśmy 🫣.


Na koniec została nam już tylko długa droga do Mestii. Po drodze mijaliśmy konie, świnie i krowy. 🐎🐖🐄 Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tylu pasących się świń. Co do krów to zaskoczenie było jeszcze większe. Krowy pasą się tu samopas i robią to gdzie popadnie. Na przykład na środku drogi 😳🤪🤣. Droga do Mestii to był istny slalom gigant polegający na wymijaniu krów stojących na środku drogi 🐄🐮.


W drodze słuchaliśmy muzyki i podcastów o Gruzji.

Podziwialiśmy widoki za oknem. Podobały nam się domy w stylu kolonialnym z tarasem dookoła stawiane z beli i desek drewnianych, które składały się przeważnie z jednego piętra, ale stawianego na drewnianych słupach nad ziemią. Balustrady były pięknie zdobione. 🏡🏠🏘️


Ale też szokowały nas stare, zaniedbane i byle jakie miasta. Jak już wspominałam wcześniej czas się tutaj zatrzymał. 🙁🥺


Po dotarciu do Mestii trafiliśmy do lokalnej restauracji Laila, która była chyba mekką dla turystów. Wszystkie ściany, stoły, a nawet sufit pokryte były wpisami, naklejkami i innymi pamiątkami od gości z całego świata. Na ścianach wisiały zdjęcia przedstawiające widoki z Mestii, a na półkach leżały różne stare przedmioty jak np. telefony, aparaty. Mega klimatyczne miejsce. 🤩


Zamówiliśmy słynną sałatkę z pomidorami, ogórkami i sosem orzechowym, która jak dla mnie jest numerem jeden tutejszej kuchni. Do tego frytki, pyszne ziemniaczki i kebaby z serem. Wszystko było przepyszne! Do tego kufel boskiego piwa 🍻.


Gdybyście byli kiedyś w Mestii koniecznie wpadnijcie tu na obiad! 😍🍽️

 
 
 

Komentarze


bottom of page